Czy istnieje język śląski, dlaczego feminatywy w języku polskim nie są odkryciem XXI wieku, jakie słowa drażnią, a których nadużywamy i czy naprawdę musimy wszystko dedykować? O zawiłościach polskiego języka w piątek 26 kwietnia br. opowiadali dwaj wybitni językoznawcy – profesor Andrzej Markowski oraz profesor Jan Miodek.
Jeden jest z Warszawy, choć mieszka obecnie na podlaskiej wsi, drugi Ślązak po ojcu, pochodzi z Tarnowskich Gór, a mieszka we Wrocławiu. Obaj erudyci z ogromnym naukowym dorobkiem, mający poczesne miejsce w Radzie Języka Polskiego przy Prezydium PAN i dla obu język polski stał się nie tylko obszarem badań, ale również pasją, którą popularyzują wśród kolejnych pokoleń rodaków, i nie tylko.
Na piątkowe, dodajmy, biletowane spotkanie do hali widowiskowo-sportowej publiczność przybyła bardzo licznie. I zapewne po półtorej godzinie nie wyszła ani trochę znudzona. Wyprawę po meandrach języka polskiego wykładowcy rozpoczęli żeńskich końcówek fleksyjnych. Wbrew temu, co można sądzić, feminatywy, będące agendą zmian w patriarchalnych strukturach społecznych nie są wcale wymysłem XXI wieku. Bo choć gramatyka języka polskiego – co przyznawali zgodnie i szczerze językoznawcy – jest na wskroś męska, to żeńskie końcówki zaczęły w niej mocno zaznaczać swoją obecność już w międzywojniu. Profesor Miodek wspominał, że także po wojnie w jego szkole uczyła profesorka i była kierowniczka, sprzątaczka oraz dyrektorka, a nie pani dyrektor czy pani kierownik. Językoznawcy rozkładali na czynniki pierwsze niektóre z żeńskich form rzeczowników, jak np. gościnia, ministra czy magistra. Tę ostatnią znajdziemy powszechnie stosowaną w gazetach międzywojennych, a nawet wcześniejszych, gdzie w ogłoszeniach poszukuje się „magistry farmacji”. A na przykład w poznańskiej prasie z 1868 roku informuje się, że „doktorka prawa”, docentka przy katedrze prawa angielskiego i amerykańskiego, otrzymała tytuł „tłómaczki przysięgłej”. W tej kwestii, podobnie jak w przypadkach używania form niepoprawnych politycznie, a nawet uznawanych obecnie za mające pejoratywny wydźwięk, takich jak Murzyn czy Cygan, językoznawcy zalecają kierować się zasadą dobrego wychowania, której nadrzędnym celem jest po prostu nie czynić nikomu przykrości. Dalecy są jednak od tego, by zmieniać ogromnie sympatyczny wiersz Juliana Tuwima „Murzynek Bambo”, albo korygować słowa piosenki „Graj piękny cyganie”. Bo niby w jaki sposób należałoby to zrobić?
Pytań ze strony słuchaczy nie brakowało, między innymi o język śląski. Decyzji politycznych w tym zakresie obaj językoznawcy się spodziewali i obaj twierdzą, że odmiennie od języka kaszubskiego, język jakim posługują się Ślązacy jest „niezwykle archaiczna polszczyzną”. – To jest mowa Reyów i Kochanowskich, jak się o mowie śląskiej często metaforycznie mówi – zwracał uwagę profesor Miodek, Ślązak. Przytoczył fragment książki Kazimierza Kutza, zatytułowanej „Klapsy i ścinki. Mój alfabet filmowy i nie tylko”, w której znalazł się jeden rozdział o przyjaźni reżysera z profesorem Miodkiem i wspólnej miłości do Śląska, wyrażającej się w zasiadaniu w jury konkursu mowy śląskiej. „Wsłuchujemy się z Jankiem co rok w te strumienie prapolskiej mowy i pasiemy się nimi jak krowy na beskidzkich łąkach” – pisał Kutz, który pod koniec życia mocno zabiegał o nadanie tej mowie charakteru odrębnego języka. Bez względu na wszystko, emancypacje językowe Ślązaków należy uszanować, są zdania językoznawcy.
Profesor Miodek wyjawił dlaczego ma ogromny sentyment do Turku. Okazuje się, że mama profesora, która była nauczycielką, uczyła w tym mieście języka polskiego przed wojną. – Od mamy wiedziałem, że się jest nie z Turka, tylko z Turku, że tu obowiązuje dopełniacz z końcówką „u”. I raczej turecki. Ale w Tychach, które są również bliskie mojemu sercu obok tyszanina i tyszanki jest też wariant tychowianka i tychowianin, a więc tu ten turkowianin i turkowianka jest strukturalnie możliwy. Ciekawe co wygra, czy turczanin wygra z turkowianinem i powiemy zamiast turecki turkowski? – zastanawiał się profesor Miodek. Język jest bowiem na tyle żywą materią, że o poprawności decyduje często uzus miejscowy. O ile w tym przypadku obie formy wydają się być uzasadnione i poprawne, to językoznawcy wzywali, by nie „dedykować” wszystkiego wszystkim, ograniczyć użycie partykuły „jakby” a archaizmy językowe zachować na wyjątkowe okazje.
Spotkanie z profesorami Markowskim i Miodkiem było elementem wydarzenia zaplanowanego na ubiegły rok, które jednak udało się w jednej trzeciej. W grudniu z trzech prelegentów zaproszonych przez Miejsko-Gminną Bibliotekę Publiczną do Tuliszkowa przybył tylko jeden – profesor Jerzy Bralczyk. Reszta językowego trio z powodu choroby nie mogła do nas dotrzeć.